1 marca 2016, Puerto Williams , Chile
Minął ponad miesiąc odkąd Polonus z pomocą Selmy dotarł do tego najdalej oddalonego na południe miasteczka na świecie. Nie licząc jeszcze osady Puerto Toro. Dlatego postanowiłem podsumować ten okres ,by osoby śledzące wątek losów jachtu wiedziały co się dzieje.
Pierwsza i najważniejsza rzecz czyli śruba. Z pomocą znajomych i przyjaciół, udało się ją kupić w Polsce i w chwili obecnej wg crackingu na stronie firmy kurierskiej znajduje się w Santiago. Prawdopodobnie dotrze do mnie w tym tygodniu, wraz z pompą wtryskową, ponieważ ta zamontowana prawdopodobnie nadaje się tylko do regeneracji. Z uwagi na brak warsztatu tu na wyspie, który by się tego podjął, podjęliśmy decyzję o zakupie nowej. Stara nie pracuje na 2 sekcjach , tzn. nie podaje paliwa. Jak ją przepłuczę mieszanką z naftą i benzyną, popracuje chwilę i następnie znów przestaje. Następstwem wadliwego paliwa, oprócz konieczności wymiany pompy jest również czyszczenie zbiorników paliwa. Dodatkowo podczas naszego rejsu tutaj okazało się, że pękł tłumik znajdujący się wewnątrz komory silnika ( prawdopodobnie wskutek zamarzniętej zimą wody ) i też trzeba go wyjąć. Natomiast by to zrobić konieczne jest rozebranie zabudowy w kabinie rufowej i przesunięcie zbiornika wody, co i tak całkowicie nie eliminuje problemu, bo tłumik jak nie chciał wyjść tak dalej nie ma zamiaru. Po konsultacji z inżynierami w Polsce, teoretycznie można go pominąć – ale by to zrobić i tak muszę go wyjąć, bo nie ma miejsca by obok niego zmieściły się przewody wydechowe. Więc robota nie unikniona ,co najwyżej ominie mnie spawanie. Dodatkowo by się do niego dostać musiałem porozpinać przekładnię ,cięgna sterujące, i parę innych dupereli. Gdybym wyjął bezanmaszt poszłoby szybciej , ale skąd tu wziąć dźwig? Może i by się znalazł, ale wjechać nie wjedzie.
Co do dźwigu to wprawdzie w nowym terminalu stoi sobie nowiutki nie używany Travellift , ale terminal jest nieczynny a czy da się uruchomić dźwig by wyjąć Poldka i choćby zamocować śrubę, będzie wiadomo w tym tygodniu. Tu chyba były jakieś wakacje czy inne dni wolne , bo długi czas nie było osoby odpowiedzialnej za obsługę sprzętu w tym terminalu. W międzyczasie Tomek Łopata z Selma Expeditions dowiózł mi trochę elementów elektroniki wraz z drobnymi częściami do śruby. Nie łatwo było również znaleźć spawacza, który podjął się pospawania żeliwnej pokrywy filtra oleju, która pod koniec rejsu pękła i zaczął się z niej sączyć olej. Jeszcze drobne naprawy pompy wody oraz trochę grzebania w elektryce i podłączenie paru rzeczy ,których nie zdążyliśmy zrobić w Antarktyce. Korzystając z dni ładnej pogody odrdzewiam pokład moim ulubionym kwasem szczawiowym i robię zaprawki malarskie.
Co do planów powrotu do Polski to tak naprawdę rozważam kilka opcji :
- Powrót z ominięciem Argentyny poprzez Brazylię, Kingstown ( St.Vincent ) ,Azory, Hiszpanię ,Francję i Holandię -to najbardziej czasochłonny etap ,który pozwoliłby na dotarcie do Polski w październiku . Jednocześnie rejs ten podzielony byłby na etapy ( max 21 dni ,za wyjątkiem przeskoku Atlantyku, który byłby najdłuższym etapem ), gdzie robilibyśmy tradycyjną wymianę załóg, wraz ze zwiedzaniem ,i innymi turystycznymi przyjemnościami
- Przeskok bezpośrednio na Cabo Verde, później Azory, Wyspy Kanaryjskie ,Portugalia i dalej tak samo. Z tym, że etap pierwszy to grubo ponad 6000 mil, więc tylko dla osób dysponujących czasem znacznie przekraczającym tradycyjny urlop. Na pewno gratka dla miłośników żeglarstwa – w końcu około 2 miesięcy non stop.
- W przypadku braku możliwości założenia w tym momencie śruby ( oddanie terminalu ma być we wrześniu ,październiku ) – rozważam również opcję przeczekania tutaj do tego okresu, lub w przypadku znalezienia załogi do przeskoku bez śruby do Urugwaju lub Brazylii, tam wyjęcia jachtu i kontynuowania podróży. W chwili obecnej robię rozeznanie co do kosztów postoju w Piriapolis ( Urugwaj ) i portach Brazylii, które dysponują dźwigiem. Do Piriapolis jest ok. 1600 Nm, więc chętni zmieściliby się w standardowym okresie urlopowym. Port ten zresztą polecili mi chłopaki z Selmy i Wassyla, którzy osobiście w nim byli.
Zresztą w piątek w Micalvim były 3 polskie jachty ( Polonus, Selma i Wassyl – będący w drodze dookoła świata ) .
Po długich przemyśleniach wybiłem sobie z głowy żeglugę samotnie, z uwagi na brak luksusów typu samoster lub autopilot.
Tak więc w skrócie tyle co u mnie. Ostateczne decyzje co do powrotu podejmę po ustaleniu co z możliwością wyjęcia jachtu i montażu śruby tu na miejscu. Jak się nie uda, będę też rozmawiał z Armadą, czy nie mają nurka technicznego, który ewentualnie mógłby śrubę zamontować.
Dziękuję również, wszystkim tym, którzy pomagają mi w sprawach organizacyjnych i technicznych na miejscu w kraju.
Sebastian