Czas pożegnać boskie Rio po ponad 120 dniach pobytu. Takie wakacje to ja rozumiem, dopiero czuje, że odpoczęłam jak należy. Bez pośpiechu bez wiszących nad głową terminów, dedlajnów, targetów itd. Choć czasami przemyka mi taka mała myśl, że może jestem gotowa powrócić do korporacyjnego pędu. Całe szczęście bardzo szybko zapominam o bzdurach i cieszę się wolnością ku rozpaczy najbliższej rodziny, gdyż dawno powinnam być w Polsce J .
Rio de Janeiro na pierwszy rzut oka zdecydowanie przereklamowane, Jezusek widziany z mariny da Gloria wydaje się małą kropka świecąca gdzieś daleko nad miastem, pozostałych uroków znanych z filmów nie widać. Snobizm w marinach zabija ducha żeglarstwa a bezdomni śpiący wszędzie gdzie popadnie (zważywszy na ciepły klimat) nikomu nie przeszkadzają, nikt się nimi nie interesuje nie przepędza z widoku codzienności.
Wpisani są w żywy krajobraz miasta śpiąc całymi rodzinami w parkach pod sklepami, kościołami na pasach zieleni miedzy ulicami, na każdym niemal kroku. Gołym okiem widać biedę i jak mówią miejscowi Polacy pogłębiający się kryzys.
Miasto – Każdego dnia jednak zagłębiając się w to boskie miasto zaczynamy odkrywać jego uroki. Rio należy oglądać z góry gdyż miasto jest pięknie usytuowane u stóp gór. Zapierające dech w piersiach widoki – im wyżej tym piękniejszy krajobraz rozciąga się przed nami.
Głowa Cukru – wjazd kolejką linową kosztuje 80 reali. Z góry rozciąga się niesamowity widok na plaże Copacabana, Ocean i Zatokę Guanabara, plaże Botafogo oraz Urca . Jak dobrze się przyjrzeć można dostrzec zacumowanego Polonusa. Najlepiej wybrać się o takiej porze dnia aby obserwować zachodzące za Corcovado słońce. Warto też zająć dobre miejsce przy barierkach aby zrobić najlepsze ujęcia bez głów tłumu:) .Na zachód warto poczekać nie tylko ze względu na imponujące widoki. Panuje tu ciekawy zwyczaj – jak tylko ostatni promień słońca schowa się za Corcovado wszyscy biją brawo.
Na Corcovado można się dostać na kilka sposobów, ja natomiast preferuję wjazd kolejką szynową – koszt 48 reali. Góra na której znajduje się pomnik Chrystusa Odkupiciela z bliska robi wrażenie, miejsce w którym jest usytuowany zachwyca widokami ale i ogromem przedsięwzięcia. Z tego miejsca rozciąga się panorama na całe miasto.
Kolejny punkt schody Escadiadria Selarón ułożone z płytek niemal z całego świata, znajdziemy tu nawet akcent Polski. Przedsięwzięcie jednego z mieszkańców Rio który wpadł na pomysł wyłożenia kolorowymi płytkami schodów prowadzących do swojego domu. Podobno artysta pracował nad nimi przez 23 lata aż do śmierci.
W tej samej części miasta w dzielnicy Lapa znajduje się również Akwedukt Carioca, kościół św. Sebastiana o nietypowej przewiewnej konstrukcji i imponująco dużych witrażach.
Jeżeli ktoś lubi stare kolonialne kamienice to zapewne znajdzie w tej dzielnicy jakieś perełki. Zachwycają mnie za każdym razem gdy tylko mam okazję przechadzać się ulicami Lapy. Piękne kolorowe zdobione fasady, niestety widać na nich ząb czasu, zaniedbane i pewnie bez szans na odrestaurowanie. Lapa słynie również z imprez do białego rana w pubach z muzyka na żywo, dyskotekach każdy znajdzie coś dla siebie.
Krokodyle – w Rio naprawdę można je zobaczyć żywe niemal na wolności od drogi i zabudowań oddzielone tylko niskim drewnianym płotem. Żyją w swoim naturalnym środowisku od lat w tym miejscu ściśnięte teraz do granic możliwości przez rozpychające się miasto.
Fawele – nie byłam, nie zwiedzałam. Widziałam z daleka nie ma co ryzykować zwłaszcza, że podczas naszego pobytu było kilka incydentów o których słyszeliśmy. Jakieś strzelaniny, napady z nożem tak jest podobno codziennie .
Plaże – piękne piaszczyste duże i mniejsze bardziej kameralne, najsłynniejsza Copacabana, Ipanema, Leblon. Odwiedziliśmy również Tijuca, Botafogo, Urca.
Kościół – w którym w każdą niedzielę o 10:30 odbywa się msza w języku polskim. Po mszy zawsze jest krótkie spotkanie przy kawie wszystkich uczestników. Bardzo ciekawe rozwiązanie z pewnością zbliża ludzi do siebie i kościoła. Trudne do zrealizowania przy większej liczbie wiernych.
Było już coś dla ducha, czas zaspokoić próżność posiadania – jak na zakupy to tylko na bazar Uruguaiana.
Wszystkie pamiątki które widziałam przy plażach, na Corcovado, Głowie Cukru itd., znalazłam tu, w jednym miejscu wiele tańsze a i wybór znacznie większy. Ponadto jak ktoś jeszcze pamięta nasz Bazar Europa na Stadionie Dziesięciolecia można tu kupić dosłownie wszystko: ubrania dla całej rodziny, buty, wyposażenie domu itd.
Jedzenie– jak dla mnie mało przypraw, trochę jałowe ale mimo wszystko smaczne. Ciekawostka kurczak to nie mięso – sytuacja w barze, kolega wegetarianin kupuje przekąskę „- czy to jest z mięsem” na co sprzedawca z przekonaniem zapewnia „- nie” Pierwszy kęs okazuje się ze coś tu nie gra przekąska nadziana kurczakiem a nie mięsem 🙂 .
Przekąski – wszędzie na każdym kroku w barach oraz street foodach już za 2 reale można zjeść bułkę nadziana szynka i serem do tego kubek soku i mamy pełny żołądek. Popularna i jedna z moich ulubionych przekąsek coxinha (kaszinia) z kurczakiem lub kurczakiem i serem, coś na kształt naszej pyzy tylko w panierce i smażone na głębokim tłuszczu. Pastel – chrupiące pierogi z głębokiego tłuszczu w cienkim cieście, nadzienia są rożne ser, warzywa ale osobiście wole z mięsem oczywiście do tego sok ze świeżych pomarańczy lub marakui – mniam.
Na obiad – najczęściej mięso czyli wołowina lub ryba i najważniejsze dodatki, zawsze czarna fasola w sosie własnym lub z wkładką – kiełbasą lub kawałkami mięsa -uwaga to tylko do polania ryżu który podawany jest zawsze w zestawie do zamówienia. To jeszcze nie wszystko ,dodatkowo podawane są frytki lub makaron ( zawsze rozgotowany) wiec wybieramy frytki i sałatkę – tu dominuje drobno pokrojony w kostkę ogórek zielony, cebula, pomidor. Ulubiona restauracja w której żywią się lokalni mieszkańcy Dzielnicy Urca niedaleko plaży o tej samej nazwie. Zawsze jest 5 dań przygotowywanych na bieżąco.
Warto pamiętać przy zamówieniu, że porcją którą dostajemy spokojnie najedzą się dwie osoby.
Ludzie – poznaliśmy mnóstwo bardzo ciekawych i życzliwych osób.
Pani Gienia poznana w kościele, której ulubieńcem jest Jarek nasz nowy załogant, przygotowała nam na rejs bigos i ogórki kiszone. Musicie uwierzyć, że po takim czasie naprawdę brakuje polskich smaków tradycyjnej kuchni mimo, że na codzień nawet w kraju nie jadam tych przysmaków. Biorąc pod uwagę że ominęło mnie trochę imprez i świąt rodzinnych, to bardzo miły gest. Brawo dla Pani Gieni za chęci. Ponadto jadaliśmy jej pyszne ciasta czekoladowe, kokosowe oraz jabłecznik na spotkaniach po mszy, jedne z najlepszych słodkości jakie znalazłam w Rio.
Zaprzyjaźniliśmy się również z marynarzami z polski którzy udzielili nam ogromnego wsparcia w czasie małych trudności. Wspólne grille, zwiedzanie ,oraz wiele niezapomnianych chwil. Dyskoteka z muzyką na żywo w Niteroi pod wiaduktem na świeżym powietrzu czy caipirinha na Copacabana. Dziękujemy za zaangażowanie i wspólnie spędzony czas Marynarzom i Kapitanom.
Wracając jeszcze do dyskoteki pod wiaduktem bardzo życzliwi miejscowi chętnie uczyli nas gringo samby dobrze się przy tym bawiąc. Podejrzewam, że mieli śmiechu co niemiara ale zabawa była przednia .Niektórzy na afterparty poszukiwali kapibarów ,gdzieś daleko w dziczy J . Nie wdając się w szczegóły nocnego życia Rio i okolic wracam do tematu.
Giovani – żywiołowy i temperamenty marinero z duszą artysty, podobno pisze książki. Mieszka, może bardziej pomieszkuje na Santantonio przy Plaży Urca. Pod jego opieką i nadzorem są wszystkie boje przeznaczone dla jachtów. To nic, że czasem zapomni dostarczyć wodę do zatankowania zbiorników na jachcie zgodnie z umówionym terminem, dzień czy tydzień po zamówieniu – nic nie zmieni ważne że dostarczył J. Bardzo życzliwy i pomocny, załatwi wszystko – od szycia żagli po przez klejenie pontonu do tankowania gazu. Giovani z przyjaciółmi robi najlepsze grill party na wodzie.
Fernandów dwóch chyba jedyni poznani przez nas Brazylijczycy, którzy pływają nieco dalej niż na pobliskie wyspy. Dostaliśmy od nich w prezencie brazylijskie mandarynki i własnoręczne wykonany latawiec w barwach Polski i Brazylii. Poinstruowali nas również jak łowić ryby na oceanie i liczę, że trick ich zadziała. Bardzo ciekawi ludzie.
Jarek nowy załogant poznany w biegu na kawie i ciasteczku po mszy, zdecydował niemal bez zastanowienia ,że płynie z nami. Mamy już jego dobytek na pokładzie wiec raczej nie zmieni zdania J . Trzymam za niego kciuki ponieważ nigdy wcześniej nie żeglował.
Czas nagli trzeba dokończyć długą podróż.
Ania